Forum FORUM PACZKÓW II Strona Główna FORUM PACZKÓW II
Forum ogólnotematyczne dla Paczkowa i okolic
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Poezja Rewolucyjna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum FORUM PACZKÓW II Strona Główna -> Słowo pisane
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gizbern
Administrator



Dołączył: 04 Wrz 2006
Posty: 411
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paczków

PostWysłany: Czw 20:48, 21 Wrz 2006    Temat postu: Poezja Rewolucyjna

Nie jestem jakimś specjalnym miłośnikiem poezji jednak zawsze bardzo podobała mi się poezja o tematyce wojennej jak i rewolucyjnej. Broniewski ,Tuwim ,Dzierżyński -to poeci wychwalani przez stary system dziś już nieco zapomniani. Prezentuję tu kilka ich wierszy ,które bardzo lubię:


K. Przerwa-Tetmajer
BARYKADA

Już czarne, długie, straszne ustawiono działa...
A naprzeciw, w ulicy zuchwale patrzała
barykada, wolności ołtarz i ofiarny
stos... I lud z barykady patrzał niemy, czarny
na armaty, co legły niemym, cichym stadem,
zanim rykną płomieniem i pocisków gradem.
I była chwila ciszy, co w niebo uderza...
Lud słuchał serc żołnierskich pod płaszczem żołnierza,
słuchał serc, w których bije krew rodna ta sama.
Wśród szeregów piechoty otwarła się brama,
wyjechał wódz na koniu z twarzą zimną, bladą
i skinął ku tłumowi obnażoną szpadą,
ku sztandarowi, który czerwieniał na zwale — —
Poddajcie się!...
I jedna pieśń trysła w powietrze,
pieśń rozpaczy natchniona, napisana w szale,
pieśń, której grzmot armaty, zda się, na proch zetrze:
Nasz sztandar buja nad trony,
niesie on ludu łzy, zemsty gniew,
przyszłości rzucając siew,
a kolor jego jest czerwony,
bo na nim robotników krew!...

Wódz cofnął się w szeregi, jeno ponad kaskiem
zamigotała szpada jak płomienia blaskiem
i padł rozkaz, to słowo jedno: Pal!...
Przy działach
artylerzyści niemi, wyciągnięci w struny
nie poruszyli kroku, tylko dreszcz po ciałach
przebiegł im... Tak zwyczajni są słuchać rozkazu,
że dość im z ust otwarcia poznać cel wyrazu —
dziś stoją niewzruszeni — — milczą dział pioruny.
Wódz spiął konia, ku działom rzucił się jak wściekły:
Buntowniki! Co drugi rozstrzelać was każę!...
Nie ruszyli się z miejsca... Wódz stanął w strzemionach:
Po talarze za głowę!... I żołnierzy twarze
jakąś się brudną barwą ceglaną powlekły,
i dreszcz im znowu przebiegł po sztywnych ramionach,
lecz nie ruszyli z miejsca — — boć tam, za tym stosem,
właśni rodzeni bracia!... Wtem skoczył ku działu
żołnierz o twarzy dzikiej, żółtej, z okiem kosem,
gdzieś urodzony w stepie na ostatku świata —
uderzył w sznur od zamku: ryknęła armata
i ryk na barykadzie głośniejszy od strzału
rozdarł .nieme powietrze... Jak ranione zwierzę
zawyła czerń na zwale i gradem kuł trzasła —
w szeregach padli ranni — — nie czekając hasła
poskoczą ku armatom rozżarci żołnierze:
wre krótki bój. Armatnie kule jak tarany
kruszą wał barykady, krwią jasną zbryzgany,
i zmiatają zeń ludzi, jak huragan strąca
wydarte z korzeniami drzewa z gór krawędzi.
Runęła barykada — — już dowódca pędzi
w błyszczącym kasku, na kształt płomiennego słońca,
i szykuje szeregi, aż przy hucznym graniu
trąb stanęły na gruzach... Trupy, trupy, trupy...
Żołnierz brodził w wyprutych trzewiach, krwi i mózgach
temu się owinęły na kolbie jelita,
ówdzie jakaś dłoń sina z ciał dźwiga się kupy
i w straszliwym piekielnej męczarni konaniu
żołnierza za but krwawy jak szponami chwyta.
Tu ranny porzucony na zwału odrózgach
woła: dobij!... Tam zimny, sztywny, jak szkielety,
wyprężony w ostatniej drgawce trup kobiety — —
w jednej ręce karabin, a w drugiej czerwony
z złamanym drzewcem sztandar, co buja nad trony,
niesie on ludu łzy, zemsty gniew,
przyszłości rzucając siew,
a kolor jego jest czerwony,
bo na nim robotników krew...
I żołnierz, co wypalił pierwszy, stanął blady...
Zrodzony kędyś w stepie na krawędzi świata,
on nie miał tutaj ojca, siostry ani brata,
on słuchał tylko wodza podniesionej szpady.
Wściekły, że go przygnano na to mil tysiące,
aby go piersią stawić pod lufy błyszczące,
kiedy mu pokazano tych ludzi gromady
uzbrojone i groźne, tych «wrogów», co chcieli
iść w step, ogniem i mieczem wytracić plemiona
i zagarnąć ich ziemię — zgłupiał na wskroś zrazu,
że wojsko nie wypełnia dowódcy rozkazu,
a potem mu na oczy padła mgła czerwona
i skoczył ku armacie... Oto jego sprawa...
Obok mężów niewiasty, starcy, dzieci prawie...
Ci, z tej ziemi, co złotą pszenicę wydawa,
czegóż mieliby szukać iść w stepowej trawie?
Na cóż mieliby z ziemi tej pełnej ogrodów
zagarniać pustki wiecznych tykające lodów
i jakież by szalone bogi gnać ich miały
we wiatr kości suszący i w zamarłe skały?
Lecz jakież także bogi te starce, te dzieci,
te niewiasty spędziły pod paszcze armatnie?
Któż ten król, co jak drugie ziemskie słońce świeci,
boć tutaj w strzępy darto trzewia rodne, bratnie!
I te w czerwone bruzdy poryte gromady
za co marły, walczyły o co z barykady?
Jakaż świętość im droższą jest nad drogie życie?...

Zrozumiał żołnierz... wiatru mu zagrało wycie
w uszach, wiatru, co stepem niezmiernym przelata,
zda się lecąc od końca w drugi koniec świata...
Zrozumiał żołnierz... w uszach zabrzmi mu rodzinna
pieśń tęskna, długa, z wichrem aż po morze płynna,
błądząca w niezmąconej stepowej martwocie...
Wtem zmilkła, warknął bęben — pobladły kobiety —
u progu chaty stanął człowiek w kasku, w złocie,
za nim ostrza bagnetów jako igły lodu
świecące się, gdy krwawo wstaje słońce wschodu...
Żołnierz spojrzał na wodza swego epolety —
też same... Jak złe gwiazdy, jak pomoru ślepie,
kędy błysną: płacz matek i żon słychać w stepie...
One to, jak harpunu zęby zakrzywione,
łowią synów i mężów i gdzieś w obcą stronę
pędzą, i na niewolę rzucają w szeregi
przegnawszy mil tysiące przez bagna i śniegi,
a precz w stepie, daleko, załamując dłonie,
sieroca Wolność siedzi przy zgasłym ognisku...
I tu musi być wolność! I tu od szlif błysku
muszą matkom i żonom blednąc białe twarze!
I tu wiatr musi latać jak stepowe konie!
I tu muszą bagnety błyskać w progach chaty —
i tu być musi rozpacz — i tu widmo wraże
króla, co do swych ludów mówi przez armaty!

Zrozumiał żołnierz — — spojrzał na ramiona złote
wodza w błyszczącym kasku, z twarzą dumną, jasną,
zdobywcę barykady, wodza-bohatera,
który wojsku dziękował za dobrą robotę
i obiecywał wdzięczność cesarską i własną — —
schyla się, z trupa dłoni karabin wydziera —
i wypalił wodzowi w sam łeb!... Bryzła krew
przyszłości rzucając siew!...

Julian Tuwim
W PORONINIE

Na małej stacji, w wiosce Poronin,
Gdzie pociąg stanął przy zgrzycie szyn,
Wysiadł z wagonu ojciec, a po nim
Raźno na peron wyskoczył syn.
Wyszli na drogę, wesoło idąc,
Przez kładkę przeszli na drugi brzeg.
Ojciec przystanął, spojrzał na syna,
Pomyślał chwilę i tak mu rzekł:

"Tu na tej ziemi, dawno już temu,
Za moich młodych dziecinnych lat
Chodził po świecie człowiek, któremu
Nową epokę zawdzięcza świat.
Wiesz o kim mówię?"
"Wiem o Leninie"
"Czy tutaj mieszkał?
Czy tutaj śnił?"
"Tak na tej ziemi, tu w Poroninie
Przed żandarmami Cara się krył."

Potem umilkli i w zamyśleniu
W wielkim skupieniu gdzieś dalej szli,
Tą samą ścieżką po której Lenin
Być może chodził za tamatych dni.

Władysław Broniewski
KOMUNA PARYSKA
Słuchając, usta zatnij,
czoła nie zniżaj.
Oto opowieść o dniach ostatnich
Komuny miasta Paryża

I

Bębny, bębny nocą warczały,
nim świt zaświecił blady,
padły w mieście pierwsze wystrzały,
stanęły barykady.

Bramy zdobyto, wzięto forty,
śmierć bliska.
Z każdej ulicy, jak z aorty,
upływa krew paryska.

Ale Komuna się nie podda,
Komuna śmiercią gardzi!
Paryżu gniewny, okrzyk podaj:
"Do broni, komunardzi!

Do broni, ludu roboczy!
Dzieci! Kobiety! Starcy!
Krew ulicami broczy,
krwi jeszcze dziś wystarczy!

Nim chmary żołdactwa runą,
nim przejdą po naszym ciele,
na barykady, Komuno,
do broni, obywatele!"

VIII

Walcz, barykado!
Giń, barykado!
Unoś się, gniewna
pieśni paryska!
Czerwonoskrzydłą
ptaków gromadą
ponad trupami
leć na pociskach!

Walcz, barykado!
Giń, nieugięta!
Będzie zwycięstwo,
będzie zapłata.
Ludu roboczy,
patrz i pamiętaj!
Proletariusze
Francji i świata!

Giń, barykado!
Sztandar wznieś wyżej!
Wolna do końca,
padnij i skonaj,
groźna, ostatnia
w martwym Paryżu,
niezwyciężona,
niezwyciężona!

Władysław Broniewski
NA ŚMIERĆ REWOLUCJONISTY

A z tej celi pustej i chłodnej
trzeba będzie niedługo odejść,
jeszcze spojrzeć w niebo pogodne,
jeszcze spojrzeć za siebie-w młodość.

Już za chwilę przyjdą żandarmi,
wyprowadzą bez słowa z celi...
Trzeba umieć, jak żołnierz armii,
iść spokojnie pod mur cytadeli.

Ach, umierać nie będzie ciężko,
chociaż serce ma lat dwadzieścia-
nie złamane codzienną klęską,
dziesięć klęsk, dziesięć kul pomieści!

Bo jest życie piękniejsze, nowe,
i żyć warto, i umrzeć warto!
Trzeba nieść, jak chorągiew, głowę,
świecić piersią kulami rozdartą,

trzeba umieć umierać pięknie,
patrzeć w lufy wzniesione śmiało!
Aż się podłe zadziwi i zlęknie,
aż umilknie łoskot wystrzałów!

Na koniec dwa moje ulubione wiersze opowiadające o wojnie domowej w Hiszpanii podczas ,której komuniści i anarchiści wspólnie walczyli o wolność przeciwko faszystowskim rządom gen. Franko

Władysław Broniewski
NO PASARAN!

Umierający republikanie,
brocząc po bruku krwią swoich ran,
w krwi umaczanym palcem po ścianie
wypisywali: «No pasaran!»

Ogniem, żelazem napis ten ryto
pośród barykad z bruku i serc.
Tak się rodziła wolność Madrytu,
droższa niż życie, trwalsza niż śmierć.

Na nią dwa lata parły faszyzmy,
ogniem, żelazem żłobiąc jej kształt.
Wolność na posąg rosła ojczyzny,
tej, która depcze ucisk i gwałt.

W wierszu mym — wolność, równość, braterstwo,
wiersz mój zbroczony krwią swoich ran.
Jeśli ma zginąć, niech poprzez śmierć swą
głosi nadzieję: «No pasaran!»



Władysław Broniewski
CZEŚĆ I DYNAMIT

Idą faszyści, Wiodą natarcie
marokańskimi batalionami.
Madryt czerwony walczy zażarcie.
Pięść podniesiona. Cześć i dynamit!


Znaczy to: godność, znaczy to: siła,
ta, która w gruzy wali starzyznę.
Pięść zaciśnięta, aby zabiła.
Pięść podniesiona w boju z faszyzmem.


Rwą się pociski ponad Madrytem.
Czerwień republik krwią się zabarwia.
Cześć i dynamit! Chwała zabitym!
Broni walczącym! Arriba parias...


Idą giserzy, tkacze, górnicy,
chłopi Kastylii i Katalonii,
bronić warsztatu, bronić ulicy.
Bój to śmiertelny, bój za miliony.


Ci, co nie będą niewolnikami,
idą cię bronić, ziemio hiszpańska,
abyś nie była, jak przed wiekami,
znowu królewska, księża i pańska.


Broni się Madryt, krwawy i piękny.
Trwa Guadarrama. Trwa Somosierra.
Proletariusze już nie uklękną,
oni umieją stojąc umierać.


O przyjaciele! Dzieją się dzieje.
Walka za nami. Walka przed nami.
Ja chcę wam rzucić za Pireneje
serce poety: cześć i dynamit!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum FORUM PACZKÓW II Strona Główna -> Słowo pisane Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin